Witam.
Tę notkę piszę w większości dla siebie, ale również i dla Was.
Chcę w niej opisać to co działo się w przeciągu ostatnich kilku miesięcy.
Zaczęło się od tego, że prawie straciliśmy mieszkanie w Krakowie, w ten czas zdecydowałam się przenieść do Warszawy. Przeniosłam tam też mojego konia. Po wielu dniach zamartwiania się m. in. gdzie będą mieszkać moi rodzice i jak potoczy się nasze dalsze życie. Na domiar złego miałam na głowie konia z chorym kręgosłupem. Myślałam, że już nigdy nie uda nam się współpracować z siodła, ale o tym będę się rozpisywać w notce po wpisie o moich hobby. Spadły na mnie wszystkie obowiązki związane z mieszkaniem, kotem, koniem.
Zaczęłam się coraz gorzej czuć - psychicznie oraz fizycznie. Zaczęłam drastycznie chudnąć (zawszę byłam dość drobna, lecz teraz jest znacznie gorzej...). Przez nieznajomość miasta nie wychodziłam do znajomych, moje jedyna wyjścia to sklep spożywczy oraz weterynarz. Gdy nauczyłam się już rozkładów jazdy i połączeń i tak okazało się że by gdzieś dojechać potrzebuję godziny lub dwóch. Po utracie wagi moja kondycja i wytrzymałość drastycznie spadła. Za przebyciu połowy drogi byłam już nie do życia. Przez mróz w zimę oraz klimatyzację w komunikacji miejskiej oraz sklepach co chwilę chorowałam. Do tego przestałam jeździć konno, więc praktycznie wszystkie mięśnie znikły. Została ze mnie w sumie tylko skóra i kości. Zanim sobie coś pomyślicie nie, nie jestem anorektyczną ani nie mam problemów z tarczycą.
Po około pół roku sytuacja w mojej rodzinie wstępnie się poprawiła. Okazało się, że jednak mieszkanie nie zostanie sprzedane, a koń czuje się lepiej.
Stwierdziłam, że nie ma sensu dalej się męczyć i z powrotem wróciłam do Krakowa, do rodziny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz